top of page

Jedzenie, mój nagorszy nałóg

  • Zdjęcie autora: Wero Zel
    Wero Zel
  • 2 lut 2023
  • 2 minut(y) czytania

Wstydzę się o nim mówić. O jedzeniu. O nałogu. O zaburzeniu. Wstydzę się, bo tak łatwo oceniamy, a ja tak bardzo nie chcę być postrzegana jako ta stereotypowa wielka gruba świnia o nieposkromionym apetycie, choć przecież jeść nie tylko można, ale wręcz trzeba.



Jedzenie to środek przymusu. Jasne, jego brak jest tego skrajnym przykładem, co wiele sytuacji historycznych i aktualnych nam pokazuje jak na tłustej zachodniej dłoni. Jednak jedzenie to także środek opresyjny w bogatych, zamożnych, wygodnych społeczeństwach. Mniej lub bardziej subtelny, często niezamierzony, sztucznie nieświadomy.


Dlaczego tego nie jesz? Co ty, mięska nie zjesz? Przecież specjalnie dla ciebie to zostało ugotowane! Weź dojedz, żeby się nie zmarnowało. Chociaż jeden kawałek! Jedz szybciej, zmywać trzeba. Jedz wolniej, nie wypada. Musisz tak łapczywie jeść? Jezu znowu marudzisz, że tego nie chcesz. Ciebie lepiej ubierać niż żywić! Zawsze miałaś takie tendencje. Nie patrz tak zachłannie, to obrzydliwe. To bulimiczka może być gruba?


Kto z nas choć jednego nie usłyszał albo nie użył, niechaj pierwszy rzuci talerzem.



Wszystkie komentarze, dobre rady, wszystkie prześmiewki i dokuczania, wszystko we mnie siedzi i nadal mnie formuje. Mam 36 lat, trochę mądrości i doświadczenia na koncie, a jednak nadal nie mam pojęcia, jak wygląda regularna porcja jedzenia, ile i co mogę jeść, jak zorganizować rozkład posiłków w ciągu dnia. To ułomność. Niedorozwinięcie podstaw, które zapewniają nam spokojne życie bez ciągłego zastanawiania się, sprawdzania i w efekcie oceniania siebie.


Jem tak samo, jak wymiotuję. Po kryjomu. Po cichu. Poza zasięgiem wzroku. Pełna wstydu. Pozbawiona szacunku do siebie. Z poranionym gardłem, zaczerwienioną skórą, podziurawioną samooceną.


Bulimia jednak nie tylko zabiera, dużo także daje. Daje mi kontrolę nad tym, co zostaje w moim ciele, a w efekcie nad tym, jakie to ciało jest. Daje mi poczucie siły, bo radzę sobie nie tylko z nadmiarem jedzenia, lecz także z trudną chorobą, jaką są zaburzenia odżywiania. Daje mi odpoczynek od wyrzutów sumienia, jakie przychodzą po posiłkach. Daje mi poczucie sprawczości i nadzieję, że pomimo swoich słabości, swojego lenistwa, braku konsekwencji i wszechogarniającego wstydu, kiedyś jednak uda mi się stać tą osobą, którą zawsze chciałam być. Mniejszą.


To tak mało, a tak wiele.


ree

Nie, nie mówcie mi, jak szczęście od tego nie zależy. Ja mam swoje szczęście. W domu, w partnerze, w psie, w rodzinie, w przyjaciołach, w słońcu na zimowym niebie, w morzu każdego dnia na wyciągnięcie ręki, w milionie zdjęć, jakie robię każdego dnia. Brakuje tylko w tej układance mnie. Pełnej, w miarę szczupłej, nawet ładnej, nieco wysportowanej, dobrze sformatowanej wizualnie. I to się nie zmieni. I zawsze będę robić wszystko, by to osiągnąć. Czasem zdrowiej, czasem mniej. Uczę się i rozwijam, badam nowe tereny i rekompensuję straty. Bo zmiany nie zachodzą z dnia na dzień, tak jak z dnia na dzień nie rozwinęłam choroby. Dajcie mi czas. Potrafię. Nauczę się potrafić.


Wero 🍴

Komentarze


werozel.jpeg

Dzięki, że tu jesteś!

  • Instagram
  • Twitter
  • Pinterest
bottom of page