
8 powodów oversharingu
- Wero Zel

- 26 lip 2024
- 5 minut(y) czytania
Nie pierwszy raz zadano mi pytanie o tzw. oversharing na moich profilach w mediach społecznościowych. Dlaczego dzielenie się tak dużą porcją mojego życia jest dla mnie ważne? Nie uważam, że to trochę za dużo? Co mi to daje? Nie mam życia poza mediami społecznościowymi? Wielu nie rozumie, zadaje te i inne pytania, kwestionuje samą obecność w rzeczonych mediach, jednocześnie nadal je przeglądając, dodam.
W pełni rozumiem tę postawę, wzmacnianą wszechobecnym przekazem o świętości prywatności oraz wyższości abstynencji medialno-społecznościowej nad postawą, którą ja reprezentuję swoimi tonami zdjęć, filmików, linków, repostów. Nie rozumiem tylko jednego, oceniania czyjejś aktywności online w odniesieniu do własnej postawy, z automatu uważanej za lepszą, bardziej moralną, normalną. Problem, z którym spotykam się i ja, i wiele moich koleżanek, to ocenianie nas jako płytkich, pustych, durnych kobiet, które szukają taniego poklasku. Dodam tylko, że wszystkie jesteśmy zwykłymi prywatnymi osobami, żadnymi influencerkami czy kimkolwiek, a ludzie i tak chętnie nas oceniają i krytykują.
Chętnie tutaj przedstawię wszystkim zainteresowanym 8 powodów, dla których ja jestem aktywna w mediach społecznościowych, i to w tak znaczącym wolumenie.
1. Próżność
Zacznę od najbardziej oczywistego powodu - próżności. Tak, jestem próżna. Każdy z nas jest. Kto może szczerze przyznać, że nie lubi czuć się pięknie i atrakcyjnie? Nie każdy z nas radzi sobie dobrze z komplementami czy zainteresowaniem, nie każdy to lubi. Jednakże absolutnie każdy z nas pragnie potwierdzenia swojej zewnętrznej atrakcyjności.
2. Akceptacja
Pamiętajcie jednak, że często za próżnością kryje się realna potrzeba akceptacji własnego wyglądu, z którą to tak wielu z nas ma problem. Ja go miałam całe życie, mam nadal. Co widzę w lustrze? Otłuszczone, nieforemne ciało. Obwisłe piersi. Cellulit i rozstępy. Pryszcze, siwe włosy, krzywy nos, brak ust. A to wszystko, gdy mam dobry dzień. Wrzucanie zdjęć swojego ubioru, ciała, twarzy, gdy uważam, że wyglądam dobrze danego dnia, autentycznie pomogło mi w zaakceptowaniu siebie. W zobaczeniu, że może nie do końca jestem takim straszydłem, za jakie się przez ponad 30 lat uważałam.
3. (Nie)Doskonałość
Tutaj przechodzimy do kolejnego aspektu - niedoskonałości. Umowne, bo czymże jest doskonałość? Może prócz idealnego nosa Elisabeth Taylor, raczej wszyscy nie zgodzimy się co do jednego modelu absolutu. Jednocześnie każdy (a szczególnie - każda) z nas widzi w sobie te domniemane niedoskonałości. I choć każdy je ma, to nadal się ich wstydzimy i staramy się je ukryć przed światem. Dzięki pracy nad sobą, której częścią jest wrzucanie zdjęć, gdy czuję się atrakcyjnie, pogodziłam się (choć jeszcze nie w pełni) ze swoimi niedoskonałościami. Dalej, ta akceptacja pozwoliła mi dzielić się nimi, co realnie pomogło niejednej z moich znajomych czy obserwujących. Wiadomości o tym, jak dzięki mojej postawie niektórym z Was udało się pokonać swoje lęki związane z zewnętrznością, są dla mnie niesamowicie wartościowe.
4. Żel-Wersum
Uciekając od naszej cielesności, w mediach społecznościowych tworzę także swoje małe uniwersum. Jest to moja część internetu, gdzie nie tylko dzielę się z innymi, ale także zapisuję dla siebie to, co mnie inspiruje, wzrusza, czy też czasem po prostu wkurwia. To mój mały wizualny pamiętnik. Mogę tam zawsze wrócić, sprawdzić informacje, powspominać, przypomnieć sobie wydarzenia, miejsca. To także moja platforma do dzielenia się opiniami i sprawami dla mnie ważnymi. Jeśli przy okazji kogoś zainspiruję do wsparcia jakiejś organizacji, czy do zastanowienia się nad jakimś aspektem - nie mogę prosić o nic więcej.
5. ADHD
Bodźce. Potrzebuję ich w niesamowitej ilości. Nagle - w zerowej. Przebodźcowana, odsuwam się od wszystkiego, co może mnie jeszcze bardziej zmęczyć. Tak sobie balansując pomiędzy dwoma skrajnościami, ciągle szukam inpiracji, informacji. Robienie zdjęć, słuchanie podcastów, czytanie książek i magazynów, chorobowe przeglądanie Pinteresta, szukanie marek, ludzi, miejsc, które mnie ruszają. To czynności przeze mnie wykonywanie non stop. Jest tego masa. Zaspokaja to moje potrzeby ciągłej stymulacji oraz problem ograniczonej możliwości koncentracji na jednej czynności. Zdiagnozowane ADHD pomogło mi zrozumieć, dlaczego chaos towarzyszy mi całe życie. Polubiłam go. Chaos jest mój. Odnajduję się w nim. W mediach społecznościowych mogę się nim dzielić bez ryzyka, jakie mu towarzyszy w pracy czy w życiu prywatnym.
6. Samotność
Większość czasu, przez większość życia, jestem sama. Nawet były partner miał pracę wyjazdową, co sprawiło, że nie mam doświadczenia mieszkania z nim non-stop, przez cały rok. Ten czas muszę sobie zapełnić jakimiś działaniami bo, jak wyżej, moje ADHD tego ode mnie wymaga. Gdy nie zajmuję swojej głowy, pojawiają się depresyjne myśli. Gdy moje ręce nie mają co robić, odzywają się zaburzenia odżywania. Ciągłe fotografowanie, udostępnianie, komentowanie to moja forma autoterapii.
7. Estetyka
Jest dla mnie największym bodźcem i inspiracją. Od dziecka aspekty wizualne były dla mnie najważniejsze. Lubię otaczać się estetycznymi przedmiotami, przebywać w pięknych miejscach. Moja psychika nie daje rady, gdy jestem otoczona szarowizną, brzydotą, bylejakością. Wpadam w marazm, depresję, nie chcę wychodzić z domu. Dlatego właśnie tak bardzo kocham robienie zdjęć. Zdjęcie to mały hołd wobec tego, co piękne, interesujące, intrygujące. Mały kwiat na poboczu, wielkie hale w stoczni, światło przebijające przez liście, odbicia słońca na tafli morza. Piękna jak tak wiele wokół nas, trzeba tylko (i aż) chcieć je dostrzec. Ja mam ten dar, że je widzę wszędzie i zawsze. Tak, jest to dar i bardzo sobie go cenię. Jednocześnie wiem, że nie każdy go ze mną dzieli. Dlatego ja mogę podzielić się swoimi obserwacjami, zarzucając swoich obserwujących bardziej lub mniej sensownymi zdjęciami. Wszystkim chcę się podzielić, bo tak bardzo pragnę, by każdy wiedział, ile jest piękna na świecie.
8. Komunikacja
Ostatni powód mojej (nad)aktywności w mediach społecznościowych jest powiązany z poprzednim. Strefa wizualna to także dla mnie forma komunikacji. Moi przyjaciele wiedzą, że często zamiast napisać wiadomość, wyślę zdjęcie. To także komunikat. Poza tym, mając rodzinę i znajomych w różnych częściach świata, udostępnianie zdjęć online ułatwia mi komunikację z nimi. Nie muszę odpowiadać milionowy raz na okrutnie nudne pytanie „co tam u Ciebie”, bo każdy już mniej więcej wie. Nie muszę wysyłać zdjęć każdemu z osobna, wszystko jest dostępne dla tych, co chcą. Komunikacja werbalna, nawet w piśmie, jest dla mnie trudna. Nawet na pytanie o tenże oversharing nie odpowiedziałam w bezpośredniej wiadomości od dwóch dni, za to wzięłam się za napisanie tego tekstu. Bezpośrednie interakcje są dla mnie trudne, męczące, stresujące. Komunikuję się za pomocą zdjęć. To moje wiadomości.

Tych 8 punktów dość obszernie wyjaśnia tzw. oversharing, jaki uprawiam głównie na Instagramie. Jednak niech was nie zmyli czubek tej góry lodowej. Dużo zdjęć, w tym swojego ciała, nie oznacza, że dzielę się wszystkim.
Tak wiele pozostaje dla mnie. Tak wieloma sprawami nie podzielę się nigdy. Tak wiele jest we mnie myśli i emocji, o których nikt nie wie.
Następnym razem, gdy napotkacie kogoś, kto funkcjonuje w mediach społecznościowych w sposób inny, niż Ty - nie oceniaj. W końcu, nawet jeśli jest to aktywność nastawiona tylko i wyłącznie na zdobywanie lajków, akceptacji, podsycania swojego ego i zaspokajanie próżności - co w tym złego? Jeśli komuś to sprawia radość, lepiej się ze sobą czuje, nikogo tym nie krzywdzi, niech robi swoje. Ty? Nie musisz tego oglądać. Po prostu.
To co, @werozel się poleca!
xoxo
wero




























Komentarze