Nie jestem matką
- Wero Zel

- 11 gru 2022
- 2 minut(y) czytania
Nie jestem matką. Jasne, oczywiste stwierdzenie osoby nieposiadającej dzieci. Jednak nie jestem matką nie tylko teraz, aktualnie, fizycznie i rodzinnie. Nie jestem matką tam gdzieś głęboko, a może właśnie bardzo przy powierzchni. Empatycznie, w miłości i potrzebie.

Ta myśl jest świeża, choć jej fundamenty zostały wylane już dziesiątki lat temu. Posiadanie potomka zawsze jawiło mi się jako niewyobrażalne poświęcenie i ograniczenie własnej wolności, na której zbytek i tak nigdy nie narzekałam. Częściowo z uwagi na mój charakter i osobiste potrzeby, częściowo przez to, jak świat nadal jest zbudowany i jak niewiele prawdziwej wolności daje nawet uprzywilejowanym. Żadnej podobnie do mnie czującej kobiecie nie muszę tłumaczyć, jak wiele razy w życiu usłyszałam męczące (i po prosto wkurwiające) teksty w typie "zobaczysz, zmieni ci się z wiekiem". Nie zobaczyłam. Wręcz upewniłam się w zasadności swojego podejścia i bycia nieodpowiednią osobą do wypełnienia takiego zadania.
W wieku, w którym moja mama miała zdające maturę dziecko (zgadliście, to ja, jestem jedynaczką) sama nie wyobrażam sobie scenariusza nawet dużo łatwiejszego niż ten, którego ona była udziałem. Łatwo oceniamy swoich rodziców, wylewając swoje żale i składając na ich barkach ciężar naszych niepowodzeń. Jednak nie wiem jak poradziłabym sobie w sytuacji mojej mamy. Nie mam pojęcia jak ona dała radę i szczerze, cieszę się, że nigdy nie musiałam się dowiedzieć.
Nie czuję się na swoje ledwo co dzisiaj osiągnięte trzydzieści sześć lat życia. Czuję się na dziesięć mniej, cokolwiek to w ogóle oznacza. Tak wielu rzeczy mi brakuje. Cierpliwości, oddania, gotowości do poświęceń, mądrości, wszystkich cech przewodniczki nowego życia. Jednocześnie aż nadto obfituję w niepewność, nerwowość, egocentryzm, zagubienie i lenistwo. To nie są zasoby, którymi chciałabym obciążyć nowego małego człowieka. Tak samo nie mam najmniejszej nawet ochoty radzić sobie pomimo. Takie radzenie sobie stoi w totalnej kontrze do mojego pojęcia o tym, jakie życie powinno dla każdego być. Nie uważam, by tylko na radzeniu sobie powinno to wszystko się opierać, jeśli oczywiście mamy luksus wyboru i nie musimy w takie rozwiązanie brnąć. Ja szczęśliwie nie muszę.
Samolubne? Owszem. Złe? Ani trochę. Przecież zastanówmy się jakie życie chcemy stworzyć i przekazać dzieciom - dobre, pełne chęci i miłości, choć nie zawsze łatwe, czy przepełnione wieczną walką i zmęczeniem? Dla mnie to zdrowy egoizm. Przeciwny do toksycznego egoizmu ludzi za wszelką cenę pragnących POSIADAĆ dzieci. Dzieci NIE MAMY, dzieci mamy odpowiedzialność wspomóc w drodze do stania się wartościowym dorosłym. One nie są nasze, one są dla siebie, tak jak dla siebie powinniśmy mieć i siebie. Głęboko w to wierzę, z szacunkiem odnosząc się do innych istnień, bez względu na ich wiek, w kontrze do zapominających, że dziecko = człowiek. Lecz wiara i przekonania nie zawsze idą w parze z praktyką, czy z umiejętnym wprowadzaniem jej w życie. Dlatego.
Nie jestem matką. Nie czuję, bym mogła nią być tak, jak uważam, że być powinno. I to jest moja odpowiedzialność.
Wero ✌️








Zabawne. Nie jestem ojcem z dokładnie tych samych powodów. Fajnie jest być odpowiedzialno-samolubnym. Do zobaczenia na OZ pewnie przy